Na Netflixie pojawił się serial "Girlboss", o założycielce sklepu Nasty Gal (obejrzałam w jeden dzień). Zarówno serial jak i Sophia Amoruso, pierwowzór głównej bohaterki, kreują Sophię na feministyczną ikonę. Tymczasem rzeczywistość wcale nie jest taka różowa.
Zacznijmy od tego, że w 2016 roku, już po tym jak Netflix rozpoczął prace nad serialem, Nasty Gal ogłosiło bankructwo. Do tego stanu doprowadziło kilka istotnych czynników, między innymi procesy wytoczone firmie przez byłych pracowników.
Część oskarżeń dotyczyła tego, jak firma traktowała ciężarne kobiety. Kilka złożyło pozwy, w których twierdziły, że zostały zwolnione po zajściu w ciążę, inni pracownicy mieli zostać zwolnieni w obliczu przewlekłej choroby. Wiele z tych spraw znalazło swoje rozwiązanie poza sądem. Poza tym pracownicy zaczęli mówić głośno o "toksycznej" atmosferze w Nasty Gal oraz o tym, że Amoruso była bardziej skupiona na budowaniu marki wokół samej siebie, niż zajęta firmą. Więcej o tym możecie przeczytać między innymi w tekście The Telegraph.
Chociaż Amoruso ustąpiła z pozycji CEO w 2014 roku i wyjaśnia, że nie miała wpływu na upadek marki to jednak nadal pełniła jedną z kluczowych ról w Nasty Gal. Trudno uwierzyć w takie tłumaczenia, zwłaszcza że zarówno w serialu, jak i w swoich wspomnieniach nie stroni od opisywania innych niepokojących zachowań. Sophia przyznała się między innymi do tego że kradła, zaś w nowej produkcji Netflixa widzimy jak przedmiotowo traktuje swoich pracodawców, czy też współpracowników. Sama odtwórczyni głównej roli w serialu przyznała, że Amoruso nie jest postacią do lubienia, a widzowie raczej słusznie kwestionują motywy jej działań.
Skupione na sobie i odnoszące sukces kobiety nie stworzą feministycznych środowisk pracy z samej racji tego, że są silnymi kobietami na ważnych pozycjach. Rynek pracy nie stanie się przyjazny dla mniej uprzywilejowanych kobiet tylko dlatego, że część kobiet odniosła sukces. Muszą one jeszcze chcieć tego samego dla innych kobiet - chcieć zmienić ich warunki, sytuację, pomóc wystartować z tej samej pozycji co mężczyźni, czy też wyrównać ich szanse mimo bardziej czasochłonnej roli kobiet w procesie reprodukcyjnym.
Problemem części młodych feministek jest to, że w ferworze
walki o prawa reprodukcyjne zapominają o prawach matek, które nieraz uważane są przez nie za
te gorsze i sponiewierane przez patriarchat. Nie będzie jednak
prawdziwej jedności kobiet i prawdziwego wolnego wyboru jeśli wszystkie i
wszyscy nie uznamy, że mamy wspólny problem, którego nie rozwiąże
wzajemne pogrążanie się oraz uznawanie, że konkretny sposób na życie i decyzje są lepsze od innych. Zdaje się, że ten problem mogła mieć również
Amoruso, chociaż nie przesądzam, że rzeczywiście tak było. Trudno jednak nie wyobrażać jej sobie jako wyzwolonej kobiety, której udało się osiągnąć sukces między innymi poprzez spacerowanie po barkach swoich sióstr.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz