Moja przygoda z Nickiem Cavem zaczęła się tak jak większości ludzi, którzy urodzili się w latach 90. i przegapili moment, kiedy Mikołaj Pieczara nie mył swoich naturalnych jeszcze czarnych włosów i szokował australijską i brytyjską publiczność. My poznaliśmy Nicka Cave'a słuchając odpalonego przez rodziców Radia Zet, czy innego RMF FM, gdzie po prostu towarzyszył tej znanej pani, jaką była Kylie Minogue i śpiewał z nią jakiś bliżej nieokreślony romantyczny utwór.
Mój ojciec przez prawie całe moje dzieciństwo kupował "Gazetę Wyborczą", do której dodatkiem był "Duży Format", a w nim - Monday Manniak i tłumaczenia piosenek od Wojciecha Manna. Możecie się domyślać, że dla dziecka, które wyrażało nadzwyczajne wręcz zainteresowanie muzyką ta pozycja była obowiązkowa. A właściwie przez długi czas jedyna, którą w ogóle czytałam w jakiejkolwiek prasie "dla ojców". Któregoś dnia Mann wziął na warsztat "Where the Wild Roses Grow" i otworzyły się przede mną nowe horyzonty. To nie jest jakiś tam romantyczny utwór, to jest po prostu ballada o mordzie, w dodatku cynicznie opowiedzianym z dwóch stron - ofiary i mordercy, kobiety i mężczyzny. Do dziś zadziwia mnie porównanie do siebie wrażeń mordowanej, która śpiewa o usłyszanych "wymruczanych słowach" i zbliżającym się do jej twarzy kamieniu i wrażeń mordującego, który sytuację widzi zupełnie inaczej - "pocałowałem ją na pożegnanie, powiedziałem, że wszystko co piękne musi umrzeć i włożyłem różę w jej usta". I to było to, co wtedy przyciągnęło moją uwagę (może byłam trochę innym dzieckiem niż wszystkie, a może mi się tylko wydaje).
(Po latach połączenie Nicka i Kylie powróciło, jednak tym razem w postaci dziwacznych erotycznych fantazji, które snuł bohater książki Cave'a "Śmierć Bunny'ego Munro")
Tak czy inaczej poświęciłam się odkrywaniu Nicka i jego twórczości, który do dziś jest w moim top trzy najulubieńszych artystów, jacy chodzili bądź chodzą po tej planecie. A na jego sześćdziesiąte urodziny postanowiłam wybrać sześć klipów, które akurat dziś wydają mi się interesujące. Kolejność, jak zawsze, nie ma znaczenia.
1. Babe, I'm On Fire
Mam zawsze nieodparte wrażenie, że jestem w nielicznej grupie ludzi, którzy kochają ten powtarzalny utwór i ten klip. Nick Cave jest mistrzem w sztuce wyznawania miłości, jednak w "Babe I'm On Fire" robi to chyba najprościej - śpiewając ukochanej, jak wszystkie stworzenia i przedmioty na ziemi mówią o tym, że dla niej płonie. Nick, Warren, Blixa i reszta ziaren mieli chyba wyjątkowo dobry dzień na planie przebierając się za wszystkie pojawiające się w teledysku postaci. Tylko tu zobaczycie The Bad Seeds w roli australijskich zwierząt. I tylko tu zobaczycie Nicka przebranego za własną żonę przenoszącą meble (co zresztą jest odniesieniem do prawdziwych, życiowych sytuacji - Susie ma ponoć tendencję do zmieniania ustawienia szpargałów tak bardzo, że Cave zasypia w sypialni, ale budzi się w salonie, nie zmieniając przy tym miejsca).
2. Straight To You
Znowu jest romantycznie, ale w bardziej tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Mamy teatr, zmianę scenografii, zmiany strojów (Nick zmienia krawat!), tancerkę brzucha, kuglarza, połykacza ognia, tancerkę egzotyczną. Jest kolorowo, a Nick nie ma jeszcze na swojej twarzy ani jednej zmarszczki. Nie wiem w sumie, co jest w tym teledysku takiego magnetycznego, ale oglądałam go wielokrotnie i nie mam zamiaru przestać.
3. Henry Lee
Zanim Nick spotkał wspomnianą już tutaj Susie, przez jakiś czas spotykał się z inną legendą - PJ Harvey. Wieść gminna niesie, że poznali się na planie "Henry Lee" właśnie, a sam teledysk jest niczym innym jak zapisem tego, jak się w sobie zakochali. Seksualne napięcie leje się z ekranu mimo braku twerkujących pośladków, a dodatkowo głosy Cave'a i Harvey tworzą przyjemną harmonię. Nie jest to może najlepszy utwór The Bad Seeds, ani Nicka w ogóle, ale urokowi temu momentowi odmówić nie można. No i znowu (nie dziwne w sumie) mamy mord. Tylko tym razem to ona morduje jego. I ma za co.
4. The Weeping Song
Oprócz romansów i dłuższych związków z kobietami Nick znany jest też ze swojego słynnego bromance ze współpracownikiem i wokalistą Einsturzende Neubauten, Blixą Bargeldem. Nie ma lepszego teledysku, który pokazywałby tą niezwykłą (i trudną) przyjaźń niż właśnie "The Weeping Song". Wszystko wygląda tak, jakby panowie przyszli do studia i oświadczyli radośnie "w sumie to nie mamy pomysłu", a na planie zastali tylko stroje księży, łódkę i worki na śmieci. Z tego połączenia wyszedł dość dziwny klip, który "z powodzeniem" łączy umiejętności taneczne oraz aktorskie obu muzyków. Na zmianę płyną łodzią jako dwaj zaniepokojeni księża zagubieni na foliowym morzu oraz tańczą niczym studenci o czwartej nad ranem, kiedy skończyło im się wszystko poza dobrym humorem.
5. Fifteen Feet Of Pure White Snow
Z trochę mało skoordynowanego "układu" tanecznego przechodzimy do dancing routine z prawdziwego zdarzenia (jak widać - lata praktyki robią swoje). Rosja, piętnaście stóp śniegu, ale zespół rozgrzewa imprezę gdzieś głęboko pod tymi warstwami. Impreza wydaje się jednak dość ponura, a tańczący obłąkani. Brzmi to w sumie jak dobra metafora twórczości Cave'a, który prezentował nam się już ze wszystkim tych stron - ponurego tekściarza, obłąkanego pastora, ale też pełne energii sceniczne zwierzę.
6. More News From Nowhere
Na koniec musiałam dodać Nicka z jego "wąsatej" fazy. Fazy, która śni się po nocach wszystkim fanom i o której chyba wolelibyśmy zapomnieć. Nick ubrany w koszulkę z jakiegoś kurortu, lekko przygarbiony i na twarzy już naznaczony czasem, a na czole swoją zmorą, z którą walczy, czyli postępującą łysiną wygląda jak czyjś nieco obciachowy ojciec na wakacjach (ten wąs!). W takim imidżu śpiewa dla gości klubu nocnego. Jak w piosenkach Nicka każdy ma tutaj swoją rozbudowaną historię, czujemy to, chociaż nie poznajemy tych życiorysów w szczegółach - tancerki erotyczne, starsi panowie, szatniarze. Ktoś płacze w kiblu, ktoś dyskutuje przy barze. Więcej wiadomości znikąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz