"Women in love" © 2006 gaelx, CC BY-SA 2.0 https://www.flickr.com/photos/gaelx/2318189897/ |
W internecie od kilku dni krąży filmik "Dlaczego nie jestem feministką? cz. 1" opublikowany przez "Idź Pod Prąd". Zazwyczaj nie zajmuję się takimi rzeczami, bo nieraz to tak jak gadać do obrazu, chociaż bardzo często zagłębiam się w świat przeciwników feminizmu, żeby ich zrozumieć. Uważam, że każdy zasługuje chociaż na wysłuchanie, często na dialog, jeśli jest możliwy. Ten filmik urzekł mnie jednak wyjątkowo. Przeanalizowałam go więc zdanie po zdaniu. Może nawet przeczytają to występujące w nim panie?
"Bo feminizm jest głupi" - uzupełniłabym to jeszcze o jakieś inne zdanie na podobnym poziomie, np. "jesteś u pani".
"Feminizm jest przeciwko rozumowi" - chciałabym wiedzieć co konkretnie w feminizmie jest przeciwko rozumowi, bo niestety pani w filmiku tej myśli nie rozwija. Czy podstawowe stwierdzenie, że ludzie są równi jest takie nierozumne?
"Nie muszę brać sztandaru do ręki i chodzić na manifestacje, żeby czuć się wolną kobietą" - owszem, nie musisz, i nawet w feminizmie nikt ci tego robić nie każe. Może precyzyjniej byłoby powiedzieć jednak - już nie musisz. Bo to, że jesteś wolna, możesz głosować, wybrać męża, mieć konto w banku, uczyć się, itp. itd. zawdzięczasz nikomu innemu jak feministkom właśnie. Tym, które chodziły na te manifestacje. Poza tym zastanawiam się, jak można się czuć wolną jednocześnie twierdząc, że bycie wolną to cały szereg zasad według których należy żyć "po kobiecemu", które panie zaraz wyłożą. Dla mnie bycie wolną to wybór.
"Ponieważ feminizm jest niekobiecy" - ruch złożony w dużej mierze z kobiet, walczący o równe prawa kobiet. O to, żeby mogły być kim chcą, jak chcą i nie narażać się na ostracyzm. Niekobiecy. Nie no, logiczne.
"Bo czuję się wspaniale mogąc prosić mojego męża o to, żeby mi w czymś pomógł, o to, że zawsze mogę na niego liczyć" - No i ok! Super! A co tu się, przepraszam, nie zgadza z feminizmem? W ruchu jest miejsce dla kobiet, które chcą pomocy męża w domu i równego podziału obowiązków, jak i dla takich co np. wolą zostać w domu i zrobić wszystko same. Dla tych, które nie chcą mieć męża też. Ważne tylko, żeby wybór był wyłącznie ich, nikt im go nie narzucał i nie mówił, że muszą żyć według konkretnego wzoru.
"Lubię, kiedy mężczyzna okazuje mi szacunek, kiedy przepuszcza mnie w drzwiach, kiedy mogę się czuć przy nim bezpieczna" - feministkom też zależy na szacunku i poczuciu bezpieczeństwa (przepuszczanie w drzwiach to jednak sprawa marginalna, ale nikt ci nie powie, że masz tego nie lubić i to jest piękne). Jest taka akcja #metoo, może nie słyszałyście. W całości opiera się właśnie na tym, żeby mężczyźni szanowali kobiety, nie traktowali ich jak rzeczy, które mają ich zaspokoić, nie wykorzystywali swojej władzy do klepania po tyłkach. I żeby kobiety mogły się czuć przy nich bezpiecznie, nie bojąc się np. zgwałcenia, kiedy stracą przytomność albo zbyt mało agresywnie krzykną "nie", a potem przegrają w przepychance z kimś silniejszym.
"Nie wyobrażam sobie, że to ja mogłabym bronić i dawać bezpieczeństwo mojemu mężowi" - no i ok. I znowu odsyłam do podpunktu z "czuję się wspaniale mogąc prosić męża o...". Co tu się nie zgadza z feminizmem? Feminizm zabroni?
"Feminizm okrada też mężczyznę z takiego prawa do bycia silnym, do bycia przewodnikiem, do bycia opiekunem" - poprawię - feminizm pozwala mężczyźnie zarówno być silnym opiekunem, jak i wrażliwym człowiekiem. Feminizm nie zmusza mężczyzny, żeby zawsze był silny, nie zmusza go też do tego, żeby był słaby. Ogólnie zakłada, że mężczyzna też człowiek i podobnie jak kobieta może realizować się na wiele różnych sposobów. Niekoniecznie jako przewodnik i obrońca, ale też nie przymusowo jako zostający w domu tata. Każda rola ma wartość, każdy może wybrać jaką chce, byle nie krzywdzić innych. Żadna z ról nie jest też przypisana do płci. I to jest piękne.
"Odziera kobietę z jej naturalnych cech jak wdzięk, piękno, wrażliwość, prawo do bycia słabszą. Zmusza do udowadniania, że mogę być taka jak mężczyzna" - podobnie jak w punkcie wyżej feminizm z niczego nie odziera, ani do niczego nie zmusza. Przede wszystkim zakłada jednak, że nie ma czegoś takiego jak "natura" jeśli chodzi o role płciowe. Nie każda kobieta jest wrażliwa, nie każda chce się czuć słabsza. Co nie znaczy, że żadna nie może. Feminizm właśnie pozwala ci niczego nie udowadniać. Nie musisz udowadniać, że jesteś jak mężczyzna. Nie musisz też udowadniać, że jesteś kobieca. Swoją drogą, czy to nie przeciwnicy ruchu ciągle stwierdzają, że feministki opierają się na mentalności ofiar? A jednocześnie niby zabieramy prawo do bycia słabszą? To jak w końcu?
"Myślę, że dzisiejsze kobiety zatracają swoją kobiecość przez to, że próbują przejąć rolę mężczyzny" - po raz kolejny - nie ma żadnych ról, nie ma więc mowy ani o roli mężczyzny, ani o stereotypowej kobiecości. Feministka może być umalowaną kobietą w szpilkach, może być sportsmenką w dresie, może być mamą piątki dzieci, może być samotną kobietą. Może być kim chce, jak chce. I nie chcemy przejąć ról mężczyzn, bo nie zakładamy, że w ogóle takie istnieją, że mężczyźni są do czegoś zobowiązani przez tajemniczą "naturę". Swoją drogą to zdanie mówi pani w krótkich włosach, co kiedyś zostałoby uznane za "przejmowanie roli mężczyzny". Ale już nie jest. Dzięki feministkom między innymi.
"Jesteśmy kobietami i to jest wspaniałe" - tak, po prostu tak! Zgadzam się na całej linii.
"Bóg stworzył was takie piękne, zostawcie to w ten sposób" - ale czy feministki chcą coś na siłę zmieniać? Czy chcą kogoś na siłę "obrzydzać"? Kategoria piękna jest relatywna i często chcemy mówić o tym, żeby kobiety nie czuły się w obowiązku wyglądać na jedną modłę. Ale to nie znaczy, że nie chcemy czuć się piękne. Albo inaczej - że wszystkie z nas nie chcą. Część chce, część nie chce, każda i każdy rozumie też piękno inaczej. Czy może według was jest jeden model? A jeśli tak to dla kogo on istnieje - dla was, czy mężczyzn?
"Kobieta konserwatywna nie musi niczego zmieniać, ona wie, że jest kobietą, niczego jej nie brakuje" - "Feministka nie musi niczego zmieniać, ale może jeśli chce, ona wie, że jest kobietą, niczego jej nie brakuje". A jeśli uzna, że czegoś jej brakuje (np. zechce się dokształcić, ufarbować włosy, doczepić paznokcie) to uzna to sama, a nie dlatego, że ktoś jej tak kazał.
Tu pojawia się argument z myciem naczyń i że facet musi zarobić na zmywarkę. To chyba miał być żart, ale wyjaśnię, że facet może zarobić na zmywarkę, kobieta może zarobić na zmywarkę, mogą wspólnie zarobić na zmywarkę, mogą też wspólnie lub osobno zmywać naczynia albo jeść na papierowych talerzach. You do you.
"Jestem szczęśliwa. Szanuję siebie i swoje ciało" - you go girl! Feministki mają podobnie.
"Mi spełnienie daje bycie żoną, a już niedługo mamą" - gratulacje oraz - super! Cieszę się, że się spełniasz. Będąc feministką mogłabyś się spełniać dokładnie tak samo, więc nie widzę w czym problem.
"Rozwijaj swoje pasje, szanuj siebie, szanuj swoje ciało i przede wszystkim włącz myślenie" - jako feministka podpisuję się pod tym obiema rękami. Bardzo dobra myśl! Ale czemu w sumie znalazła się w antyfeministycznym filmiku?
Podsumowując - dziewczyny, widzę, że zgadzamy się na wielu płaszczyznach. Dlaczego więc musimy stawać po dwóch stronach barykady? Może lepiej usiąść i pogadać? Nie dajmy się ciągle antagonizować. Ja wysłuchałam was, wy wysłuchajcie nas. I może będzie ciut łatwiej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz