Powrót do pracy przez jakiś czas spędzał mi sen z powiek. Jak mój syn sobie beze mnie poradzi, czy uda mi się dalej karmić piersią? Czy u mnie samej nie pojawią się jakieś trudne emocje? Momentami bałam się ogarnięcia tego tak bardzo, że myślałam, że mój powrót się nie uda. Ale na początku kwietnia, rok od porodu, udało się i to właściwie bez większych problemów. Wiem jednak, że lęk dotyczący powrotu do pracy dotyczy nie tylko mnie, ale wielu innych mam, dlatego postanowiłam podzielić się swoimi doświadczeniami w nadziei, że w ten sposób dodam wam trochę otuchy.
Na początek muszę napisać, że mam to szczęście, że jedna z babć Kartofelka, a moja mama, nie pracuje zawodowo i mieszka w tym samym mieście, co my. Nie musieliśmy więc w ogóle myśleć o żłobku, na którego uniknięciu z powodu kilku kwestii nam zależało. Dodam też, że nie wróciłam do pracy po roku na pełny etat z różnych przyczyn, nie jestem więc bez dziecka codziennie.
Twoi ludzie na miejscu
To, co dla mnie okazało się najbardziej kluczowe w bezproblemowym powrocie do pracy to posiadanie na miejscu swojego człowieka.
Na początku nie wydawało mi się to aż tak istotne, kiedy moje pracowe przyjaciółki starały się ustawić swoje grafiki tak, abym zastała je w biurze, kiedy pojawię się w nim pierwszego dnia po powrocie. Jednak kiedy już przyszłam do pracy dziękowałam mojej przyjaciółce Martynie (tak, jesteśmy imienniczkami) za to, że była obok mnie. Że wiedziałam, że gdyby coś nie szło, to mogę się do niej zwrócić, zagadać, poprosić o każde wsparcie. Więc jeśli tylko macie taką możliwość, to polecam poprosić kogoś, kogo szczególnie w pracy lubicie, aby tego dnia się pojawił. Nawet jeśli nie będziecie potrzebować żadnej faktycznej pomocy to sama obecność kogoś bliskiego daje poczucie bezpieczeństwa. Jeśli w waszej pracy ogólnie panuje przyjazna atmosfera (sama mam to szczęście) to i tak fajnie mieć na miejscu tę najbliższą osobę, z którą rozumiecie się też na pozapracowym gruncie.
Co z drzemkami?
Przejdę do tego, co zazwyczaj najbardziej interesuje mamy, czyli - jak poradzi sobie dziecko? W moim przypadku odpowiedź brzmiała - świetnie. Już wcześniej Kartofelek zostawał na kilka godzin sam z tatą, ma też dobrą więź ze swoją babcią. Zanim moja mama została z nim sama wspomógł ją tata Franka, potem już zostawała na całe dnie z Kartofelkiem bez większych problemów. Okazało się nawet, że nielubiący wózka Franek akceptuje go bardzo długo w obecności babci (o czymś podobnym w swojej książce "Mocno mnie przytul" pisał zwolennik rodzicielstwa bliskości i pediatra Carlos Gonzalez - wspomina on, że starszaki nieraz mniej chcą być brane na ręce przy dziadkach, ponieważ dzieci nie są głupie i wiedzą, że osoby starsze nie mają tyle samo siły, co rodzice).
Martwiłam się co będzie z drzemkami Franka, które do tej pory odbywał albo przy piersi (bądź w stosunkowo niedalekiej odległości od niej) albo w nosidle. Moja mama nie mogła skorzystać z żadnej z tych możliwości. Okazało się, że było dokładnie tak, jak nie raz czytałam na mamowych grupach - dziecko wypracowuje sobie sposób zasypiania inny dla każdego opiekuna. Mama usypia przy piersi, tata w nosidle, babcia kołysze na rękach i śpiewa. Na początku, wiadomo, zasypianie było ciut trudniejsze, ale szybko nauczył się usypiać przy babci w zupełnym spokoju. Nigdy nie było z tego powodu histerii, wielogodzinnego płaczu, raczej kilka minut marudzenia.
I co ważne - kiedy jestem w domu Kartofelek nadal z powodzeniem zasypia przy piersi, na czym mi samej zależało, bo jest to wygodniejsze dla mnie niż noszenie :).
Co z karmieniem piersią i BLW?
Po roku karmienie piersią przestaje być karmieniem na żądanie. Kartofelek co prawda jadł już sporo w ramach rozszerzania diety kiedy wróciłam do pracy, ale nadal dość często korzystał z mleka mamy, miałam więc obawy o to, jak poradzi sobie z tak długą przerwą.
Ponownie okazało się, że i tu sprawdziły się rady z internetowych grup dla mam - dziecko rozumie, że nie ma mamy - nie ma mleka.
Tylko pierwszego dnia Kartofelek był nieco marudny, bo wcześniej nigdy nie był aż tak długo bez mamy i bez mleka, ale dzielnie jadł pokarmy stałe. Przez pierwsze kilka dni wyraźnie było widać, że zaczyna mieć większy problem po okołu siedmiu godzinach nieobecności mamy. Dlatego godzina na karmienie, która należy się mamom pracującym jest naprawdę ważna. Franek potem zaczął bardziej cierpliwie czekać na mój powrót (dzieci naprawdę są mądre i rozumieją, że mama wróci), ale ewidentnie widać, że potrzebuje mleka, po które zawsze zgłasza się od razu po moim powrocie.
Jeśli chodzi o cycki, to nie zauważyłam większych problemów. Przez pierwsze kilka dni bolały mnie nieco piersi, ale nie miałam potrzeby odciągania. Cycki szybko dostosowały się do nowych warunków, a laktacja nadal pięknie się utrzymuje.
Rozszerzamy dietę metodą BLW, o czym wcześniej pisałam. Jak wiadomo, często starsze pokolenie się tej metody boi, nawet jeśli dziecko ma rok. Moja mama bała się na samym początku rozszerzania diety, kiedy Franek miał 6-7 miesięcy, ale potem obserwowała go i przestała się obawiać. Jednak ze względu na jej lęk o Franka zawsze konsultujemy jego posiłki i nie zostawiamy mu takiego jedzenia, które jest szczególnie trudne, żeby mama mu je podawała. Nadal je kawałki, nadal je wszystko. Mama też przekonała się w te kilka miesięcy zostawania z Kartofelkiem, że naprawdę radzi sobie on z jedzeniem doskonale i jest coraz bardziej spokojna i otwarta.
Emocje mamy
Tak, kiedy pierwszy raz wyszłam za drzwi, żeby pojechać do biura, czułam się dziwnie. Tak, dzwoniłam po tysiąc razy pierwszego dnia, a potem wtedy, kiedy babcia po raz pierwszy została z wnukiem sama. Ale dość szybko ograniczyłam się do dwóch lub jednego telefonu do mamy dziennie. Ufam, że wie co robi. Oczywiście czasem połączeń jest więcej, bo babcia dzwoni z pytaniami do mnie, ale nie przeszkadza to w pracy, bo zdarza się stosunkowo rzadko.
Tak, bywają dni trudniejsze. Kiedy dziecko przyczepia się do twojej nogi i nie chce puścić, kiedy akurat przed twoim wyjściem wywróci się i płacze. Ale jak we wszystkim co robimy podchodzimy do emocji Franka i własnych z szacunkiem. Tłumaczymy mu co się dzieje, że mama wróci po pracy i będzie to np. po obiedzie, przed kolacją. Tata lub babcia biorą go na ręce, żeby mógł pomachać mamie na do widzenia. Czasem w trakcie pracy robię przerwę i minutkę lub dwie rozmawiam z synem przez telefon - podobno bardzo się cieszy, kiedy dzwoni mama, co mnie rozczula, a jemu pomaga w rozłące.
Ale ogólnie oboje znosimy moje wyjścia do pracy całkiem nieźle. Powiedziałabym nawet, że i mi, i Kartofelkowi ta zmiana w naszym życiu zrobiła dobrze. Czas i przestrzeń osobno okazały się mieć wiele plusów.
W tym miejscu chcę jednak podkreślić, że każda para mama i dziecko jest inna. Nie każda mama może wrócić do pracy, nie każda mama chce wrócić do pracy i to jest zupełnie ok - praca zawodowa to nie jest jedyny sposób w jaki można się realizować chociaż mam wrażenie, że wiele osób często o tym zapomina (może to materiał na kolejny post). Nie każdy będzie mieć te same problemy, czy też brak problemów związanych z powrotem do pracy. Zdaję sobie sprawę z moich ogromnych przywilejów, takich jak na przykład chętna do pomocy babcia, przyjazne miejsce pracy, czy partner z możliwością pomocy.
Ja opisałam tylko to, co mogę, czyli to, co znam z autopsji - i mam nadzieję, że jakoś pomoże to mamom w podobnej sytuacji albo chociaż odnajdą tu dla siebie jakieś interesujące fragmenty.
Na początek muszę napisać, że mam to szczęście, że jedna z babć Kartofelka, a moja mama, nie pracuje zawodowo i mieszka w tym samym mieście, co my. Nie musieliśmy więc w ogóle myśleć o żłobku, na którego uniknięciu z powodu kilku kwestii nam zależało. Dodam też, że nie wróciłam do pracy po roku na pełny etat z różnych przyczyn, nie jestem więc bez dziecka codziennie.
Twoi ludzie na miejscu
To, co dla mnie okazało się najbardziej kluczowe w bezproblemowym powrocie do pracy to posiadanie na miejscu swojego człowieka.
Na początku nie wydawało mi się to aż tak istotne, kiedy moje pracowe przyjaciółki starały się ustawić swoje grafiki tak, abym zastała je w biurze, kiedy pojawię się w nim pierwszego dnia po powrocie. Jednak kiedy już przyszłam do pracy dziękowałam mojej przyjaciółce Martynie (tak, jesteśmy imienniczkami) za to, że była obok mnie. Że wiedziałam, że gdyby coś nie szło, to mogę się do niej zwrócić, zagadać, poprosić o każde wsparcie. Więc jeśli tylko macie taką możliwość, to polecam poprosić kogoś, kogo szczególnie w pracy lubicie, aby tego dnia się pojawił. Nawet jeśli nie będziecie potrzebować żadnej faktycznej pomocy to sama obecność kogoś bliskiego daje poczucie bezpieczeństwa. Jeśli w waszej pracy ogólnie panuje przyjazna atmosfera (sama mam to szczęście) to i tak fajnie mieć na miejscu tę najbliższą osobę, z którą rozumiecie się też na pozapracowym gruncie.
Co z drzemkami?
Przejdę do tego, co zazwyczaj najbardziej interesuje mamy, czyli - jak poradzi sobie dziecko? W moim przypadku odpowiedź brzmiała - świetnie. Już wcześniej Kartofelek zostawał na kilka godzin sam z tatą, ma też dobrą więź ze swoją babcią. Zanim moja mama została z nim sama wspomógł ją tata Franka, potem już zostawała na całe dnie z Kartofelkiem bez większych problemów. Okazało się nawet, że nielubiący wózka Franek akceptuje go bardzo długo w obecności babci (o czymś podobnym w swojej książce "Mocno mnie przytul" pisał zwolennik rodzicielstwa bliskości i pediatra Carlos Gonzalez - wspomina on, że starszaki nieraz mniej chcą być brane na ręce przy dziadkach, ponieważ dzieci nie są głupie i wiedzą, że osoby starsze nie mają tyle samo siły, co rodzice).
Martwiłam się co będzie z drzemkami Franka, które do tej pory odbywał albo przy piersi (bądź w stosunkowo niedalekiej odległości od niej) albo w nosidle. Moja mama nie mogła skorzystać z żadnej z tych możliwości. Okazało się, że było dokładnie tak, jak nie raz czytałam na mamowych grupach - dziecko wypracowuje sobie sposób zasypiania inny dla każdego opiekuna. Mama usypia przy piersi, tata w nosidle, babcia kołysze na rękach i śpiewa. Na początku, wiadomo, zasypianie było ciut trudniejsze, ale szybko nauczył się usypiać przy babci w zupełnym spokoju. Nigdy nie było z tego powodu histerii, wielogodzinnego płaczu, raczej kilka minut marudzenia.
I co ważne - kiedy jestem w domu Kartofelek nadal z powodzeniem zasypia przy piersi, na czym mi samej zależało, bo jest to wygodniejsze dla mnie niż noszenie :).
Co z karmieniem piersią i BLW?
Po roku karmienie piersią przestaje być karmieniem na żądanie. Kartofelek co prawda jadł już sporo w ramach rozszerzania diety kiedy wróciłam do pracy, ale nadal dość często korzystał z mleka mamy, miałam więc obawy o to, jak poradzi sobie z tak długą przerwą.
Ponownie okazało się, że i tu sprawdziły się rady z internetowych grup dla mam - dziecko rozumie, że nie ma mamy - nie ma mleka.
Tylko pierwszego dnia Kartofelek był nieco marudny, bo wcześniej nigdy nie był aż tak długo bez mamy i bez mleka, ale dzielnie jadł pokarmy stałe. Przez pierwsze kilka dni wyraźnie było widać, że zaczyna mieć większy problem po okołu siedmiu godzinach nieobecności mamy. Dlatego godzina na karmienie, która należy się mamom pracującym jest naprawdę ważna. Franek potem zaczął bardziej cierpliwie czekać na mój powrót (dzieci naprawdę są mądre i rozumieją, że mama wróci), ale ewidentnie widać, że potrzebuje mleka, po które zawsze zgłasza się od razu po moim powrocie.
Jeśli chodzi o cycki, to nie zauważyłam większych problemów. Przez pierwsze kilka dni bolały mnie nieco piersi, ale nie miałam potrzeby odciągania. Cycki szybko dostosowały się do nowych warunków, a laktacja nadal pięknie się utrzymuje.
Rozszerzamy dietę metodą BLW, o czym wcześniej pisałam. Jak wiadomo, często starsze pokolenie się tej metody boi, nawet jeśli dziecko ma rok. Moja mama bała się na samym początku rozszerzania diety, kiedy Franek miał 6-7 miesięcy, ale potem obserwowała go i przestała się obawiać. Jednak ze względu na jej lęk o Franka zawsze konsultujemy jego posiłki i nie zostawiamy mu takiego jedzenia, które jest szczególnie trudne, żeby mama mu je podawała. Nadal je kawałki, nadal je wszystko. Mama też przekonała się w te kilka miesięcy zostawania z Kartofelkiem, że naprawdę radzi sobie on z jedzeniem doskonale i jest coraz bardziej spokojna i otwarta.
Emocje mamy
Tak, kiedy pierwszy raz wyszłam za drzwi, żeby pojechać do biura, czułam się dziwnie. Tak, dzwoniłam po tysiąc razy pierwszego dnia, a potem wtedy, kiedy babcia po raz pierwszy została z wnukiem sama. Ale dość szybko ograniczyłam się do dwóch lub jednego telefonu do mamy dziennie. Ufam, że wie co robi. Oczywiście czasem połączeń jest więcej, bo babcia dzwoni z pytaniami do mnie, ale nie przeszkadza to w pracy, bo zdarza się stosunkowo rzadko.
Tak, bywają dni trudniejsze. Kiedy dziecko przyczepia się do twojej nogi i nie chce puścić, kiedy akurat przed twoim wyjściem wywróci się i płacze. Ale jak we wszystkim co robimy podchodzimy do emocji Franka i własnych z szacunkiem. Tłumaczymy mu co się dzieje, że mama wróci po pracy i będzie to np. po obiedzie, przed kolacją. Tata lub babcia biorą go na ręce, żeby mógł pomachać mamie na do widzenia. Czasem w trakcie pracy robię przerwę i minutkę lub dwie rozmawiam z synem przez telefon - podobno bardzo się cieszy, kiedy dzwoni mama, co mnie rozczula, a jemu pomaga w rozłące.
Ale ogólnie oboje znosimy moje wyjścia do pracy całkiem nieźle. Powiedziałabym nawet, że i mi, i Kartofelkowi ta zmiana w naszym życiu zrobiła dobrze. Czas i przestrzeń osobno okazały się mieć wiele plusów.
W tym miejscu chcę jednak podkreślić, że każda para mama i dziecko jest inna. Nie każda mama może wrócić do pracy, nie każda mama chce wrócić do pracy i to jest zupełnie ok - praca zawodowa to nie jest jedyny sposób w jaki można się realizować chociaż mam wrażenie, że wiele osób często o tym zapomina (może to materiał na kolejny post). Nie każdy będzie mieć te same problemy, czy też brak problemów związanych z powrotem do pracy. Zdaję sobie sprawę z moich ogromnych przywilejów, takich jak na przykład chętna do pomocy babcia, przyjazne miejsce pracy, czy partner z możliwością pomocy.
Ja opisałam tylko to, co mogę, czyli to, co znam z autopsji - i mam nadzieję, że jakoś pomoże to mamom w podobnej sytuacji albo chociaż odnajdą tu dla siebie jakieś interesujące fragmenty.